

Analiza pierwszego zwiastuna Mass Effect: Andromeda
Opublikowano: 16 czerwca 2015
Andromeda znaczy śmierć? W tym wypadku raczej nowe życie
Usiądźcie wygodnie, włączcie utwór Vigil i zanurzcie się w uniwersum Mass Effect. O powstawaniu kolejnej, czwartej gry osadzonej w kosmicznym settingu BioWare, wiadomo było od 2012 r., kiedy to prace nad trylogią dobiegły końca, a nowy tytuł wszedł w fazę projektowania. Po trzech latach BioWare zaserwowało pierwszy zwiastun, oficjalnie ogłaszając tytuł gry: Andromeda.
Zapowiedź została określona jako „in engine footage”, czyli nie jest to „in game”. Mamy więc do czynienia z wyrenderowaną sceną, która nie odzwierciedla rozgrywki, ani jej elementów składowych. Wszystko, co widzimy, będzie w mniejszym lub większym stopniu różnić się od rzeczywistej gry, ale daje pojęcie, jaki desing, kierunek artystyczny został obrany dla czwartej odsłony serii Mass Effect. BioWare sugeruje, że zaprezentowany poziom grafiki postarają się osiągnąć w finalnym produkcie. Analizując zwiastun, można wyłapać kilka faktów odnośnie do najnowszej odsłony przygód w uniwersum Mass Effect. Ujęcia z trailera w równym stopniu uspokajają fanów, jak i wzbudzają pewne wątpliwości, ale wszystko po kolei.
Zgodnie z wyciekiem akcja gry przeniesie się do sąsiedniej galaktyki Andromedy. Nie wiadomo, w jaki sposób udało się pokonać dystans 2,5 miliona lat świetlnych dzielących Drogę Mleczną od Andromedy. Skoro Mass Effect Andromeda „nie będzie ani prequelem, ani sequelem”, jego akcja poprowadzona zostanie zapewne równolegle — co sugerują również pewne elementy obecne w samej trylogii, jak np. pistolet M-6 Carnifex (Kat).
Kurs naszego okrętu wyznaczać będziemy tradycyjnie przy pomocy trójwymiarowej mapy. W zapowiedzi rzut izometryczny został zastąpiony przez pionowo wyświetlany interface holograficzny, który tworzy nawet lepsze poczucie przestrzeni. Wizja wykreowana w zwiastunie przypomina to, co można zobaczyć, chociażby w nadchodzącym Legacy of the Void. Na załączonym ujęciu widać pojedyncze systemy gwiezdne. Cztery okręgi widniejące z lewej strony zaznaczonej gwiazdy sugerują chyba planety danego systemu i naszą lokalizację, a dalej na prawo sąsiednią gwiazdę z wybraną przez nas planetą docelową. Znajomość lore settingu i załączony materiał sugerują, że nie doświadczymy w grze symbolu uniwersum Mass Effect — przekaźników masy. Podróżować będziemy wyłącznie przy użyciu standardowego napędu nadświetlnego. W oryginalnej trylogii po wyjściu z przekaźnika napęd FTL używaliśmy jedynie podczas podróży do sąsiednich układów słonecznych.
Według notki zostawionej przez BioWare bohater trailera nie będzie głównym protagonistą gry. Autorzy nie chcą jeszcze zagłębiać się w szczegóły, ale podobnie jak w trylogii wykreujemy przedstawiciela ludzkości, dowolnej płci.
W grze pojawi się znany i lubiany omni-klucz (omni-tool).
A także znane odkrywcom, kolonistom i żołnierzom omni-ostrze (omni-blade), o którym wszyscy przypomnieli sobie dopiero z powodu armii cybernetycznych zombi żniwiarzy.
Jeśli chodzi o jet-pack, znajdzie się zapewne na wyposażeniu wszystkich klas postaci. Sugeruje to scena pieszej eksploracji mapy. Narzędzie z pewnością pomoże wspinać się na strome wzniesienia. Zastosowanie bojowe jest oczywiste, wystarczy wspomnieć manewr turiańskiego legionu Armiger w trybie wieloosobowym. Przy okazji ta krótka scena walki i wygląd pola bitwy sugerują dużo bardziej dynamiczne potyczki. Czy dalej będziemy mieć do czynienia z walką z wykorzystaniem osłon, zza których będziemy prowadzić ogień i zasypywać przeciwników biotyką i nanotechnologią? Mam nadzieję, że tak. Co prawda taktyczne rozmieszczenie drużyny często było zbędne w trylogii, ale kierowanie towarzyszami w taki sposób, by oflankowali ufortyfikowanych przeciwników, dawało dużo satysfakcji — zwłaszcza wtedy, gdy miało się na swoim gamingowym koncie styczność z taktycznym shooterem drużynowym Brothers in Arms. Zbliżenie zrobione na przeciwników wskazuje, iż są nową, obcą rasą, być może natywną dla Andromedy.
Trailer pokazuje coś, co wygląda na ostrzał z broni energetycznej — a te nigdy nie były popularne w uniwersum ze względu na słabą penetrację pancerza ablacyjnego, który topił się i scalał pod wpływem wiązki. Zastosowanie tej broni przez przeciwników również sugeruje ich obce pochodzenie. Być może natywni mieszkańcy Andromedy mają gadżety sprawdzające się w ich „kręgu kulturowym”. Istnieje również możliwość, że to złudzenie wizualizacji, jak w przypadku głównego działa Żniwiarzy czy technologii Tanix, które nie były bronią energetyczną, ale wyglądały w ten sposób.
W walce na otwartym terenie na pewno przydadzą się tarcze i bariery biotyczne. Dobrze, że i w najnowszej odsłonie będą standardem wyposażenia. Walka bez wykorzystania osłon terenowych wymagałaby całkowitego przemodelowania systemu żywotności i odporności na obrażenia. Być może BioWare poszło właśnie w tę stronę, upodabniając Mass Effect do Dragon Age, które od swych początków wzorowało się na mechanizmach znanych z MMO — wyraźny podział na tanków, support i strikerów. Mimo wszystko wciąż mam nadzieję, że potyczki będziemy toczyć zza osłon, a zaprezentowany styl walki jest wyłącznie filmowym zabiegiem, który widać było również na zwiastunie CGI do finału trylogii Sheparda.
Uzbrojenie podzielone zostanie zapewne tak jak w trylogii na strzelby, karabiny szturmowe, snajperskie, SMG i pistolety przeciwpancerne — być może z dodatkiem broni ciężkiej. Na zwiastunie widać całkiem solidną strzelbę w rękach kobiety. Główna postać zajawki nowego Mass Effect dzierży pistolet M-6 Kat, który dobywa nawet na pokładzie statku w symbolicznym geście. Kat produkowany jest przez nieznany koncern, niczym swego rodzaju broń czarnorynkowa. Może to pewna sugestia odnośnie do tematów poruszonych w scenariuszu gry, ale o tym dalej. W połączeniu z podkładem muzycznym Johny’ego Casha członek oddziałów N7 strasznie kojarzy się z rewolwerowcem z dzikiego zachodu…
I dziki zachód został pokazany. W grze obecne będą sandboxy rodem z niezbadanych światów jedynki, czy chociażby Dragon Age Inquisition. Badanie tak rozległych horyzontów powinno być jednak dużo lepiej zorganizowane niż w historii Inkwizytora. W końcu do dyspozycji dostaniemy…
MAKO! Pewnie pomyślicie, że jestem dziwny, ale uwielbiałem Mako w jedynce. Sterowność nie sprawiała mi żadnego problemu. Bardzo szybko nauczyłem się też tricków przyczepności, które pozwalały mi wspiąć się w zasadzie na każde wzgórze i pamiętałem, że dysze dopalaczy ustawione pionowo nie pomogą mi pokonać wzniesienia szybciej, a wręcz oderwą mnie od ściany. Dodam, że uzbrojenia pojazdu używałem wyłącznie do zmniejszenia HP najcięższych przeciwników, by potem dobić ich pieszo — taki tam powerleveling. W każdym razie nowe Mako — wygląda genialnie, design strasznie przypadł mi do gustu. Brzmi bardzo podobnie do dźwięku przyspieszenia Hammerheada z dwójki. Z pewnością będzie idealnym narzędziem do pokonywania dużych otwartych przestrzeni niezbadanych światów, bo szczerze, Mako w pierwszym Mass Effect jeździło mi się lepiej i bardziej sensownie niż koniem w Inkwizycji.
Podgląd planet i scena z łazikiem pozwalają stwierdzić, że nieodłącznym elementem odwiedzanych miejsc będzie fauna. Kto pamięta gazowce z Eden Prime, phyjaki, miażdżypaszcze, varreny i te krzyżówki antylop z krowami? Mam nadzieję, że miejscowe organizmy będą reagować na poczynania gracza, zaskoczą zarówno zróżnicowaniem, jak i zachowaniem.
Jedna ze scen pokazuje wyrastające z ziemi monumenty czy budynki, które błyskają światłem w chwili łączenia kolejnych elementów. Wyglądają jak ludzkie wieżowce z Eden Prime. Nie są to raczej budowle protean — bo co robiłyby w Andromedzie? Budynki protean wyglądały zupełnie inaczej. Te wzniesione przez nich na Eden Prime przypominały wyrośnięte wersje nadajników z czarnego metalu i zielonych świecących linii — widać je chociażby podczas przebłysków w DLC Z Prochów. Z kolei na Feros wyglądały jak kamienne budowle o zupełnie innej fakturze. Może konstrukcje z zapowiedzi nawiązują do zakładania kolonii? Wydaje mi się to wątpliwe. Koloniści zaczynają raczej od prefabrykatów. Może to konstrukcje wzniesione przez Remnants, o których dowiedzieliśmy się z wycieku, albo wrogo nastawionej, nowej rasy — jeśli nie, to chyba faktycznie wieże zbudowane przez ludzi.
W zapowiedzi zwracają uwagę pewne elementy holograficznego interface’u. Wyświetlają się tam skróty: ARK (podczas przewijania ekranu) oraz TMP przy swego rodzaju menu ze zbliżeniem na wybraną planetę i dotyczącymi jej danymi. Wątpię, aby TMP oznaczało skrót nazwy Tempest — statku z wycieku. Co prawda Normandia miała oznaczenia wewnątrz kadłuba, ale nie tego typu. Jeśli mniejszy ekran wyświetla szczegóły, być może TMP oznacza po prostu temperaturę panującą na planecie — a patrząc na slajd z ognistymi tornadami, ponownie będzie trzeba uważać na warunki środowiskowe podczas eksploracji. Drugi skrót to ARK, który być może nawiązuje do fabuły gry (arka z ocalałymi?). Symbol widnieje tylko podczas przewijania kolejnych planet na ekranie. Może jest to jakiś skrót odnoszący się do koordynatów w przestrzeni. Najbardziej skłaniam się jednak ku temu, że liczne symbole i zlepki liter oraz cyfr na ujęciu widocznym podczas przewijania ekranu, to po prostu nazwy gwiazd (układów) widocznych na mapie. W chwili oddalenia tuż przed inicjacją podróży nadświetlnej można dostrzec ARK w prawym dolnym rogu ekranu, co prawda rozmyte, ale to raczej ten właśnie napis. Ewentualnie, może się też okazać, że te symbole zwyczajnie nic nie znaczą.
Patrzę na ujęcie ze stanowiska nawigacji okrętu i przypominam sobie słowa Jona Grissoma. Narzekał on na nostalgiczną potrzebę pielęgnowania romantycznych ideałów podróży kosmicznych, polegających na wkomponowaniu w konstrukcję okrętu wizjerów i przynajmniej jednego dużego okna — elementów całkowicie zbędnych w przestrzeni, w której nawigowanie nie jest w żadnym stopni zależne od optyki. Grissom z pewnością nie był estetą.
Fabuła gry pozostaje tajemnicą i nie zdradzono na razie żadnych szczegółów. Mimo wszystko, na podstawie wcześniejszego dużego wycieku można snuć domysły odnośnie do możliwych scenariuszy. Trochę sceptycznie podchodzę do faktu, który powinien mnie cieszyć — tj. rozszerzenia uniwersum Mass Effect. O przyczynach wyprawy do Andromedy pisałem już wcześniej. Jeśli akcja najnowszej odsłony serii toczyć będzie się równolegle z trylogią albo w ciągu kilkudziesięciu lat od niej, moje teorie mają sens:
- odbudowa cywilizacji na nowym gruncie po zniszczeniach dokonanych przez Żniwiarzy
- ucieczka z przegranej wojny ze Żniwiarzami
- ostatnia nadzieja ras Drogi Mlecznej, czyli ucieczka przed zgubnym zjawiskiem skali kosmicznej, zabezpieczenie przetrwania w innym rejonie wszechświata
Klimat zapowiedzi kojarzy mi się mocno z kultowym dla mnie serialem Firefly czy też anime Cowboy Bebop. Hipotetycznie -wcielimy się w Pathfindera, odkrywcę przypominającego najodważniejszego niegdyś człowieka Przymierza — Jona Grissoma, otrzymując podobnie jak on zadanie odnalezienia możliwych do zamieszkania planet i skatalogowania nieodkrytych przez ludzkość układów gwiezdnych — w galaktyce Andromedy. A teraz, idąc tropem moich skojarzeń, co jeśli to o nas powiedzą „he/she has gone rogue”? Byłby to ciekawy zabieg stworzenia unikalnego protagonisty, który z jakiegoś powodu utracił kontakt z Przymierzem i zmienił się w oportunistę rozkręcającego własną prywatę w nowym świecie.
Możliwość wykreowania własnego króla organizmu kolonialnego albo wręcz nawiązując do Jądra Ciemności czy misji lojalnościowej Jacoba — odizolować się od Przymierza i wzmocnić swoją pozycję na tyle, by zdobyć szacunek miejscowych ludów lub zbudować kult jednostki. Może pod jeszcze innym kątem, kiedy misja kolonizacyjna zmienia się w kruchą operację w niestabilnym regionie i wymaga ciągłego dopływu sił i floty, od którego nagle zostajemy odcięci. Zmuszeni kombinować podejmiemy się zadań przypominających działania załogi Serenity w Firefly, czy też oddziałów Jimmy’ego Raynora w StarCraft 2.
Kowbojski klimat, balansowanie na granicy prawa (naszego bądź miejscowego), wyścig z wrogo nastawionymi rasami o wydobycie jak największej ilości bezcennych artefaków i okopanie się na obcym gruncie. Zakładanie baz, obsadzanie ich własnymi żołnierzami i specjalistami, obrona placówek (multiplayer), szturm na posterunki wroga (jak w ostatnich odsłonach Far Cry).
Handlowanie planetami z innymi rasami Drogi Mlecznej w zamian za wsparcie logistyczne, zasoby czy spluwy do wynajęcia? Bardzo chętnie!
W takiej sytuacji członek oddziałów specjalnych N7 widoczny w zapowiedzi mógłby być swego rodzaju antagonistą, wysłanym za nami z misją odkrycia naszych działań po zerwaniu łączności (w końcu jak przesyłać informacje do innej galaktyki?).
A może, wręcz przeciwnie, to nam przypadnie zadanie odkrycia losów misji wysłanej do Andromedy i wyruszymy śladami jakże charakterystycznej postaci ze zwiastuna?
Możliwości jest sporo, ale to właśnie opcja wykreowania antybohatera wydaje mi się najciekawsza. W połączeniu z silnym naciskiem na eksplorację i budowanie potęgi kolonialnej w myśl zasady divide et impera, z dopracowanymi mechanizmami rozgrywki, wpływem gracza na stabilizację polityczną i gospodarczą regionu, bioware’owymi bohaterami i storytellingiem, ta gra ma szansę sprostać oczekiwaniom.
O ile zachowają klimat i cechy charakterystyczne serii Mass Effect, oprą wszystko o znaną nam technologię tytułową, możemy dostać prawdziwy hit. Mam też nadzieję, że BioWare będzie karmić graczy kolejnymi zwiastunami, tak jak regularnie wypuszczali je do Inkwizycji. Wczorajsza zajawka pozostawiła straszny niedosyt.