

Nowa gra z serii Mass Effect?
Opublikowano: 01 maja 2015
Jeszcze raz Mass Effect
W roku 2015 badacze internetu odkryli pozostałości zaplanowanej przez korporację ankiety. Owe tajemnicze treści ujawniły zdumiewające, nowe poszlaki, które pozwoliły ekstrapolować najbardziej prawdopodobne scenariusze. Podstawą tej niesamowitej wiedzy była siła kontrolująca strukturę przestrzeni i czasu.
Nazwali ją największym dziełem wyobraźni ludzkości.
Internetowe społeczności nazywają ją jednak…
Plotkami
Czas i miejsce wzięte... z kosmosu
Rzekomo najnowsza odsłona serii Mass Effect miałaby wrzucić gracza w buty odkrywcy wysłanego przez Przymierze Systemów w niezbadane regiony kosmosu. Miejsce oddalone w czasie i przestrzeni od zmagań komandora Sheparda określono jako gromadę Helius w najbliższej nam Galaktyce Andromedy.
Kwestia podróży międzygalaktycznej jest tu chyba największym problemem z punktu widzenia wiedzy ustanowionej przede wszystkim przez trylogię, ale też książki i komiksy. W Drodze Mlecznej zbadano zaledwie 1% gwiazd. W wielu systemach orbitują nieaktywne przekaźniki masy, wiodące w niezbadane regiony naszej galaktyki. Eksplorując układy podczas ogrywania trylogii, znaleźliśmy pewne doniesienia naocznych świadków oraz dane przesyłane przez sądy, głoszące o tajemniczych światłach i nieznanych statkach na orbitach kilku planet. Nazwane zostały co najmniej dwie inteligentne cywilizacje, niebiorące udziału w galaktycznej społeczności. Krótko mówiąc, w Drodze Mlecznej wciąż jest cała masa miejsc godnych odwiedzenia i zbadania przez zupełnie nową załogę w powstającym Mass Effect. Po co więc na siłę wypychać akcję do innej galaktyki?
Problem technologii
Setting ME zakładał, iż podróżowanie przy użyciu napędów nadświetlnych wciąż jest czasochłonne i przemierzanie Drogi Mlecznej może trwać miesiącami. Podróż do Galaktyki Andromedy z prędkością światła zajęłaby 2,5 miliona lat, a silniki FTL nie skróciłyby tego okresu do wiarygodnej, znośnej dla ludzi długości. Dochodzi do tego problem zapasów paliwa i nawigacji w ciemnej przestrzeni międzygalaktycznej. O ile więc nie pójdą w ostatnie przypadkowe odkrycie NASA (aż chciałoby się głosem protosskich arbitrów ze StarCrafta rzec „warp field stabilized”), to jedynie trzy wyjaśnienia tej kwestii miałyby sens:
- przekaźniki masy łączące Drogę Mleczną z Galaktyką Andromedy
- wormhole: klasycznie rodem z Interstellar czy choćby interpretacji z genialnej powieści Michaela Crichtona pt. Kula
- ingerencja bardziej zaawansowanej cywilizacji
Z powyższych teorii jedynie tunel czasoprzestrzenny miałby sensowne wyjaśnienie pokonania tak dużej odległości w sugerowanym czasie (tzn. kilkadziesiąt lat po trylogii). Przekaźniki masy skonstruowane przez żniwiarzy istnieją wyłącznie w Drodze Mlecznej i zapewne jeden poza nią, który łączył ciemną przestrzeń z Cytadelą (ale zapewne również został zdezaktywowany w finale). Poszlaki wskazują na całkowite pominięcie żniwiarzy w nowej odsłonie, więc należy przyjąć, iż nigdy nie zawitali do sąsiedniej Andromedy.
Druga niemająca sensu teoria to ingerencja zaawansowanej technologicznie rasy, która miałaby dysponować rozwiązaniami doskonalszymi od żniwiarzy — a to przeczy ustanowionemu przez nich szczytowi ewolucji, który tworzył jedną z głównych osi tematycznych tytułu. Dlatego też czwarta, niewymieniona wyżej możliwość — czyli pozyskanie technologii pokonanych żniwiarzy i rozwinięcie jej możliwości na niespotykaną dotąd skalę, tzn. odbywanie podróży intergalaktycznych — raczej nie wchodzi w grę, bo wymagałoby to nieporównywalnie więcej czasu, niż upłynąć ma do wyprawy naszego Pathfindera. Z drugiej jednak strony, można sparafrazować doktora Gavina Archera, iż w XXII w. przypadek wciąż rządzi nauką. W kwestii zaś odzyskanej technologii żniwiarzy na galaktyczną skalę poinwazyjną dodam, że „nawet martwy bóg może śnić”.
Jaka byłaby przyczyna wielkiego exodusu znanych ras w kierunku Andromedy? Czyżby kolosalne zniszczenia wywołane inwazją żniwiarzy wymagały odbudowy na całkowicie nowym gruncie? Zmasowany odwrót ocalałych po ewentualnej przegranej? Zagrożenie Drogi Mlecznej zdarzeniem skali kosmicznej — np. przyspieszone starzenie gwiazd stwierdzone na podstawie Dholen albo rozbłyski gamma?
Kontrowersje spowodowane wyciekiem wynikają również z innego powodu. BioWare zarzekało się, że nowy Mass Effect będzie grą, jaką dobrze znamy, a nie Inkwizycją w kosmosie. Plotki sugerują jednak zbyt duże inspiracje Dragon Age Inquisition — który o ile był dobrą grą, to w kwestii odkrywania otwartego świata został zaprojektowany po prostu źle. Eksploracja w nowym Mass Effect ma odgrywać główną rolę. Zanosi się na to, iż zapewni znany klimat wyobcowania na niezbadanych światach, tak bardzo zbliżony do pierwszego Mass Effect, jak to tylko możliwe.
Pytanie tylko, czy nie powtórzy błędu otwartych lokacji z ostatniej odsłony Dragon Age? Puste obszary wypełnione losowymi walkami i pozbawionymi tła fabularnego questami zlecanymi przez generycznych NPC-ów Inkwizycji to zmora współczesnej fascynacji „otwartym światem” gry. Pierwszy Mass Effect zawierał puste lokacje poboczne z powtarzającymi się czterema rodzajami miejscówek, ale przynajmniej sidequesty oferowały interesujące wątki. A zapowiadane przez Shinobi602 – znanego z dawkowania wiarygodnych informacji — proceduralne generowanie losowych planet (których liczba ma wahać się między 100 a 200) nie wróżą bogactwa treści i intrygującego fabularnego contentu.
What else is there?
Fabułę nowego Mass Effect ma napędzać eksploracja i kolonizacja gromady Helius, a także odkrywanie artefaktów dawno nieistniejącej rasy określonej jako the Remnants. Działania te doprowadzą do eskalacji konfliktu mieszkańców Drogi Mlecznej z prawdopodobnie natywną dla Andromedy rasą Keth. To również budzi wątpliwości. Pomijając podobieństwo Pozostałych i ich spuścizny do śladów bytności Protean w oryginalnej trylogii, słowo keth brzmi już zaś całkowicie jak tandetny autoplagiat kojarzony z nazwą geth. Naprawdę trudno przymknąć oko (a raczej ucho) na podobne brzmienie kethów i gethów.
Jakkolwiek wiele rozwiązań w dziedzinie gameplay’a brzmi bardzo interesująco. Jeśli tylko nie zostaną uproszczone i okrojone, mimo podobieństwa mogłyby wręcz błyszczeć realizacją na tle podobnych systemów rozgrywki z Dragon Age Inquisition. Ciekawie brzmi również opcja płynnego przejścia w rozgrywkę wieloosobową, przypominająca w tej kwestii podobne rozwiązania z Dark Souls czy Watch Dogs — tym razem wejście do cudzej gry wiązałoby się z kooperacyjną pomocą, a nie wbiciem noża w plecy. Samo demo Mass Effect 3 uczyniło ze mnie wielkiego fana tamtejszego trybu hordy, który za sprawą licznych DLC wprowadził szeroki wybór postaci, ekwipunku, map i przeciwników, tworząc ciekawe narzędzia rozgrywki. A ta okazała się zaskakująco przyjemna mimo początkowego sceptycyzmu.
To, co jednak w Mass Effect najważniejsze to wciągająca, emocjonalnie opowiedziana historia, która z pomocą dobrze napisanych bohaterów zapada w pamięć. Jeśli tego zabraknie w nadchodzącej produkcji albo zostanie ona sztucznie rozepchana przez bezsensowny, nienagradzający content w postaci otwartego pustego świata — będzie klapa. I nawet piękne widoczki kosmosu generowane przez Frostbite 3.0 nie pomogą. Na razie ustosunkowałem się do plotek w taki sposób: połowa to jakiś koszmar tworzący całkowicie nowe uniwersum wymazując stare, druga połowa zaś to intrygujące pomysły rozgrywki — które jednak musiałyby zostać mocno dopracowane, by nie powtórzyć błędów Inkwizycji.
Potencjał jest i najprawdopodobniej wszystkiego dowiemy się na początku czerwca podczas E3 (motion cap do zwiastuna robili już ponoć w grudniu 2013). Być może spora część przecieku to placeholdery. Tymczasem zostają sentymentalne powroty do trylogii Sheparda, której kontrowersyjne zakończenie ma wbrew powszechnie panującej opinii solidne wytłumaczenie oparte na zawartości gier i podbudowane zewnętrznymi źródłami. Na pewno daje szansę powrotu do znanego już uniwersum — i podstawę takiej interpretacji finału zamierzam tu wkrótce przedstawić.