

Jak nie dać się oszukać przy współpracy z „CD Action”?
Opublikowano: 1 marca 2023
Dziś chciałbym opowiedzieć, jak wyglądała moja współpraca z redakcją magazynu „CD Action” na przestrzeni ostatnich już niemal 6 lat. Najciekawszą część tego artykułu stanowią wydarzenia z minionego roku i początku bieżącego, ale jedynie w pełnym kontekście relacji niniejszy tekst nabiera odpowiedniego wydźwięku. Jeśli jednak interesuje was wyłącznie część sensacyjna i główna afera związana z osobą redaktora Jerzego Poprawy, a także odpowiedź na pytanie zawarte w tytule – zapraszam do drugiej części tekstu.
Dlaczego akurat „CD Action”?
Gry komputerowe są moją pasją już od czasów dzieciństwa. Głębsze zainteresowanie tą formą rozrywki zawdzięczam temu, że w latach 90. więcej czasu niż na samym graniu mogłem spędzić co najwyżej na czytaniu o grach. Pobudzało to moją wyobraźnię nie gorzej od książek. Zamiłowanie do śledzenia treści z branży gier rozwinęło się z biegiem lat i zmotywowało mnie na początku 2015 r., by założyć blog poświęcony wirtualnej rozrywce. Największym sentymentem darzyłem stare gry (dlatego też swój zakątek na Bloggerze nazwałem Sentimentalist), dziś uważane za klasykę albo po prostu retro.
Rozpoczynając przygodę z blogiem, postanowiłem sięgnąć po największy i najdłużej funkcjonujący na polskim rynku magazyn o grach komputerowych – „CD Action”. Chciałem przekonać się, jak zawodowi dziennikarze piszą dziś o wirtualnej rozrywce. Z „CD Action” miałem kontakt od dziecka, bo kuzyn zbierał różne czasopisma o grach. Z mojego kieszonkowego mogłem sobie pozwolić co najwyżej na „Click!-a”. Za sprawą ponownego zainteresowania branżową prasą po latach wróciłem do lektury „CD Action”, dzięki czemu nie przegapiłem specjalnego wydania magazynu, które ukazało się w październiku 2016 r. pod tytułem „RETRO”. Był to produkt eksperymentalny o tematyce bliskiej sercu „boomerów”, wycelowany jednak we współczesnego odbiorcę. Miesiące mijały, gdy po tym hucznym jedno strzale opadł dym, a wszyscy zainteresowani stracili nadzieję na kolejny numer.
Rekrutacja do „RETRO”
„RETRO” nr 2 dostało jednak zielone światło i w planach było kontynuowanie pisma. W redakcji „CD Action” był chyba problem ze znalezieniem potencjalnych autorów tworzących zawartość pobocznego wydania, gdyż w maju 2017 r. ogłoszono rekrutację. Byłem pewnie jednym z wielu, którzy słali wówczas maile z załączonymi tekstami. Podszedłem do sprawy na poważnie. Zrobiłem research, przekopując się przez liczne zagraniczne wywiady z developerami i panele tematyczne na konferencjach takich jak GDC. Owocem tych badań był obszerny artykuł o kulisach produkcji pierwszej części gry Fallout. W odpowiedzi na email jeszcze tego samego dnia tj. 16.05.2017 r. zostałem poinformowany, że aktualnie jest „urwanie dupy”, ale zdaję się być osobą, której szukają. Drugi z maili sygnowany był inicjałem „J”, więc zakładam, iż był to redaktor Jerzy Poprawa, znany jako Mac Abra i najwyraźniej również Smuggler.
Wkrótce wysłałem mail nakreślający pobieżnie moje doświadczenia z gamingiem w latach 90. a w załączeniu krótki artykuł, którym było (nietypowo) epitafium Chrisa Cornella. Smuggler wyraził zainteresowanie innymi tekstami oraz współpracą, więc z dodatkową motywacją siadłem do pisania.
Po miesiącu niemal nieprzerwanej ciszy, dzień przed premierą „RETRO” nr 2, celem przypomnienia o sobie wysłałem do redakcji kolejny artykuł – tym razem wspominałem wydaną w 1994 r. na Amigę grę Apocalypse. Ponownie „J” jedynie pokwitował odbiór, tłumacząc się targami E3 oraz deadlinem. Rozumiałem sytuację, w końcu musieli ukończyć główne czasopismo, aby w terminie trafiło do kiosków, a temat E3 wciąż był gorący.
Wkrótce przedstawiłem w mailu konkretną listę zagadnień, jakie mógłbym przybliżyć na łamach pisma. Obejmowała m.in. przekrojowy przegląd całej linii wydawniczej gier na licencji Dungeons & Dragons, historii powstania RPG – tych stołowych od Gygaxa i Arnesona oraz komputerowych, które były próbą przeniesienia tej nowatorskiej w latach 70. formy rozgrywki na inne medium. Chciałem pisać o już mocno zapomnianych klasykach jak Arcanum, czy o grach, od których zacząłem przygodę z cRPG, jak seria Exile Jeffa Vogela. W 2017 r. w świecie RPG wciąż było głośno o renesansie starej szkoły. Mój dawny współlokator z czasów studenckich promował wówczas swojego „Fajerbola” – RPG w broszurowym formacie. Old school renaissance miał też przełożenie w przypadku komputerowych adaptacji RPG-ów, bo tym właśnie była niemalejąca fala gier tego gatunku finansowanych wówczas na Kickstarterze. Nowe życie produkcji wzorowanych na retro wydawało mi się interesującym tematem, pasującym do czasopisma. Smuggler nie krył podekscytowania, rzucając do kilku wybranych zagadnień: „Bomba!” albo „Biorę to!”. Zwrócił uwagę, że drugi numer „RETRO” był poświęcony grom FPS, a kolejny miał się skupić właśnie na RPG.
Pula maszyny losującej jest pusta
Poinformowany o co najmniej dwóch miesiącach czasu bez konkretnego deadline’u wziąłem się do pisania. Podsyłanie tekstów na różne tematy przypominało – jak by to barwnie ujął Titus Hardie z Disco Elysium – rzucanie gównem w ścianę, sprawdzając, co się przyklei. 24 czerwca 2017 r. wysłałem na skrzynkę redakcji artykuł o Baldur’s Gate II, który oczywiście był zbyt długi i szczegółowy. Rozmiary moich wpisów na blogu stały się w pewnym momencie memem wśród czytelników. Pisanie do drukowanego magazynu różni się od przelewania myśli w internecie, bo z powodu oczywistego ograniczenia miejsca trzeba odpowiednio wyważyć długość i szczegółowość tekstu. Wyperswadowano mi również, że pismo celuje w mainstream i chodzi o to, by „sprzedać” grę ludziom, którzy o niej nie słyszeli. Pisanie dla hardkorów zdaniem redaktora „J” mija się z celem, bo oni to wszystko już wiedzą albo będą marudzić ze względu na pominięcie jakichś kwestii. Musi być lekko i z humorem. Jeśli miałbym jakiś zarzut m.in. do recenzji w „CD Action”, to właśnie taki, iż poza ogólnikami często niczego konkretnego o grach nie można się było z nich dowiedzieć – teraz już wiedziałem dlaczego. Mój tekst zrecenzował również Mateusz Witczak, czyli Papkin, sugerując, że z tej laurki dla Baldur’s Gate II warto odjąć hermetyczne zachwyty, a skupić się na tym, czemu ta gra jest ważna. Uznając tekst za niepasujący do „RETRO”, 29 czerwca przesłałem do redakcji artykuł o narodzinach Dungeons & Dragons, a 10 lipca pierwszą wersję historii komputerowych RPG, która obejmowała okres od 1974 r. do końca lat 80.
Ramki i praca nad tekstem
Każdy z artykułów przechodził przez ręce kilku recenzentów, wliczając w to jakiegoś „znawcę tematu”, który zapewne weryfikował treść pod kątem merytorycznym. Poprawek było dużo, ale zawsze otwarcie przyjmowałem krytykę i szlifowałem teksty, stosując się do wytycznych. Czasami redaktor jedynie kwitował odbiór, obiecując lekturę w późniejszym terminie. Główne wydanie „CD Action” zapewne miało pierwszeństwo, co skutkowało długimi opóźnieniami w kontaktach. Momentami miałem też wrażenie, że być może odpisywało mi kilka różnych osób, bo niektóre komentarze sugerowały pewne zmiany w kwestiach, które wcześniej już zaakceptowano. Najważniejszym elementem wszystkich artykułów były śródtytuły i ramki. Te pierwsze rozumiem i sam stosuję, ramki mnie jednak zwykle irytują i zaglądam do nich dopiero po skończeniu lektury głównej treści. Widocznie w branży czasopism panuje założenie, że czytelnik nie jest w stanie zbyt długo skupiać uwagę na tekście i potrzebne są rozpraszacze, które przykują jego wzrok w kilku punktach artykułu i pozwolą zgubić wątek. Z tego też powodu z tekstu, który przeszedł wszystkie wymagane poprawki, odkrajano wyselekcjonowane kawałki do umieszczenia w ramkach. I tak przyrządzane przeze mnie od maja do sierpnia 2017 r. artykuły nabierały mocy przed publikacją.
Upadek „RETRO” i nowa nadzieja
W mailu otrzymanym od redakcji 17 sierpnia 2017 r. dowiedziałem się mniej więcej, że drugi numer „RETRO” sprzedał się – jakby to powiedział Diatlow z Czarnobyla – „Not great, not terrible”, ale – no właśnie – ale, kontynuację pisma wstrzymano. Redakcja miała plan awaryjny, by teksty publikować w dziale Retro w głównym wydaniu „CD Action”. „Oczywiście nie każdy WIELKI tekst się tam zmieści… ale historię RPG żal zmarnować przecież” – Smuggler. Dopytałem, czy chodzi o historię powstania D&D, czy o historię komputerowych RPG-ów. Redaktor prowadzący ze mną korespondencję chętnie wziąłby oba, ale musząc wybierać, postawił oczywiście na ten drugi. Miałby się ukazać w dwóch lub trzech częściach na przestrzeni kilku numerów. Przyznam, że wizja debiutu na łamach dużego pisma kusiła znacznie bardziej, niż pierwotna, zakładająca druk w pobocznym wydaniu specjalnym. Oczywiście, że się zgodziłem, podsyłając najnowszą wersję tekstu, nad którym dla pewności trzeba było jeszcze popracować – a raczej go poporcjować, nanosząc ostatnie szlify z początkiem września.
Smuggler uprzedził, że miesiąc nie będzie się odzywał, bo czekał go wyjazd służbowy i urlop. W październiku dał tylko znać, że nadrabia zaległości. Następnie był kolejny miesiąc ciszy, gdy 8 listopada 2017 r. upomniałem się z pytaniem – czy coś jeszcze z tego będzie? W odpowiedzi uzyskałem mniej więcej, że „RETRO” jest w limbo, ale tekst się przyda i może uda się ogarnąć do końca roku. Jak czas pokazał – nie udało się ogarnąć do końca 2022 roku.
Profesjonalna redakcja – umowa na gębę
Jak zapewne zauważyliście, byłem na tyle głupi i naiwny, że wszystko załatwiane było na gębę. Chyba wizja debiutu na łamach dużego czasopisma skusiła mnie na tyle, by nie dopytywać o stawki za teksty czy warunki umowy. O tych kwestiach Smuggler nigdy w korespondencji nawet nie napomknął. Prawdę mówiąc, od pierwszego kontaktu mocno mnie zdziwiła taka nieformalna wymiana wiadomości. Pod mailami z adresu cdaction@cdaction.pl rzadko ktoś się podpisywał. Zostałem sam ze świadomością, że włożyłem sporo czasu i wysiłku w napisanie kilku tekstów, z których ostatecznie do publikacji miał trafić jeden, bardzo obszerny. Niczego jednak nie sfinalizowano, nie wiązała nas żadna umowa, a ja już nie miałem nerwów i cierpliwości przypominać się co miesiąc i dopytywać: czy może to już pora trafić do druku? Moja wina, że nie cisnąłem redakcji o formalności od samego początku. Odpuściłem. Czułem się wykorzystany, ale nie oszukany. Oszukany zostałem jednak 5 lat później.
Teksty gniły w szufladzie
Obszerny artykuł o historii cRPG do końca lat 80. przeleżał jednak w szufladzie, gnijąc kilka lat. Ciągle biłem się z myślami – czy już go wrzucić, czy może jeszcze kiedyś uda się go opublikować. Z czasem stwierdziłem, że pora przestać się łudzić i wpis ujrzał światło dzienne po czterech latach, dokładnie 3 lipca 2021 r., w dodatku tylko w połowie, bo wrzuciłem do sieci wyłącznie fragment dotyczący komputerów klasy mainframe do końca lat 70. Druga część artykułu wciąż leżała w szufladzie. Wkrótce miało się to jednak zmienić…
„RETRO” powraca!
16 marca 2022 r. mój adres mailowy znalazł się na liście odbiorców wiadomości wysłanej przez redaktora Jerzego Poprawę z „CD Action”. W treści informował, iż pięć lat po zamknięciu „RETRO” przez wydawnictwo Bauer wydanie specjalne „CD Action” powróci na rynek. Poprawa pytał, czy wciąż jestem zainteresowany współpracą. Pomyślałem, że mogę dać drugą szansę, ale po rozczarowaniu i rozgoryczeniu z finału przebiegu współpracy przed laty postanowiłem, że tym razem włożę w to wszystko minimum wysiłku. Przynajmniej do czasu, aż na podstawie umowy nie przypieczętujemy współpracy. Zapytałem wówczas redaktora Poprawę, czy koniecznie trzeba nadsyłać nowe teksty, czy te, które już przeszły poprawki 5 lat wcześniej i oczekiwały wtedy na publikację, będą się wciąż do tego nadawać. Okazało się, że miał moje stare artykuły przesłane w 2017 r., a „zaletą retro-tekstów jest to, że się nie starzeją”. Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, bym napisał coś nowego. Z mojej perspektywy – nic poza brakiem umowy.
Trzeci numer „RETRO” miał trafić do kiosków w czerwcu. Z tekstami trzeba było się wyrobić najpóźniej do maja. Obszar treści interesujących redakcję rozszerzono z gier i sprzętu na retro pop-kulturę, a tematem przewodnim numeru miały być horrory. Oferowaną stawką było 150 zł za stronę na rękę, co przeliczał na 4 – 4,5 KB. Znajomy programista radził mi stosować w tekście Unicode, dla lepszego przelicznika objętości.
28 marca 2022 r. wysłałem do Jerzego Poprawy wiadomość, w której informowałem o losach starych tekstów z wyszczególnieniem, które z nich i kiedy opublikowałem na swoim blogu, a następnie przeniosłem na prywatną stronę internetową po wykupieniu domeny. Podałem mu wówczas nawet liczbę wyświetleń każdego z artykułów na podstawie statystyk Bloggera i wtyczki Google Analytics. I tak historia cRPG – lata 70. do marca 2022 r. została wyświetlona w sumie aż 273 razy! Tekst o powstaniu D&D – 1300 wyświetleń. Zachwyty nad Baldur’s Gate II: Shadows of Amn – 2300 razy. Kulisy produkcji Fallouta – 7200 odsłon (w tym ostatnim przypadku zadziałał oczywiście tzw. wykop efekt). W tym samym mailu zapytałem o to, jak w redakcji „CD Action” traktuje się teksty wcześniej publikowane, czy to nie koliduje z zasadami czasopisma. Jerzy Poprawa stwierdził, że „dobry tekst się nie zmarnuje”, a liczbę wyświetleń skomentował tym, iż „RETRO” będzie mieć zdecydowanie więcej czytelników. Oczywiście zawsze mógłbym napisać coś nowego – ale ja oczywiście bez umowy zrobić tego nie zamierzałem. Kontakt z redaktorem znów się urwał, a po paru miesiącach, 27 czerwca 2022 r. do kiosków trafił trzeci numer „RETRO” bez mojego udziału – Ziobro zaskoczenia.
Jeszcze raz Fallout
Jesienią 2022 r. z bodajże tygodniowym opóźnieniem (przez embargo na okładkę) trafił do kiosków kolejny numer kwartalnika „CD Action”, celebrujący 25 rocznicę wydania Fallouta. Wewnątrz znalazł się artykuł o znajomo brzmiącym tytule: „Jak narodził się Fallout?”. Miałem wykupioną roczną prenumeratę pisma ze względu na darmowy i wieczysty dostępem do zdigitalizowanej bazy archiwalnych numerów, więc gdy tylko mogłem ściągnąć cyfrową wersję najnowszego wydania, wziąłem się za lekturę. Będąc – jak to ujął Smuggler przed pięcioma laty – „hardkorem” uznałem, że artykuł pomija wiele istotnych kwestii, ale za to wpisuje się w założenia pisma, tzn. jest niedługi i ogólnikowy. Z ciekawości przejrzałem komentarze w sieci i sporo było wśród nich narzekań na ten konkretny tekst.
Już miesiąc później, 14 listopada 2022 r. do mojej skrzynki mailowej wpłynęła nowa wiadomość od redaktora Jerzego Poprawy. Chciał w „RETRO” #4 opublikować mój artykuł o historii komputerowych RPG oraz ten o kulisach produkcji Fallouta. Miesiąc po premierze głównego czasopisma zdecydowali się wydrukować tekst powielający dopiero co opisany temat. W dodatku był to ten sam tekst, który przed pięcioma laty odrzucono, bo był zbyt długi i zbyt szczegółowy! Redaktor przyznał, że artykuł w „CD Action” pozostawił spory niedosyt wśród czytelników i chciał to naprawić.
Ponownie zwróciłem Jerzemu uwagę, że oba teksty zostały już kiedyś przeze mnie opublikowane w sieci, wkleiłem nawet linki prowadzące do obu wpisów na mojej stronie. Redaktor ponownie oznajmił, że nie stanowi to przeszkody na drodze do druku i jedynie byłoby dobrze, gdybym przed premierą pisma na jakiś czas zdjął je z widoku. Osobiście nie miałbym z tym problemu, ale nauczony przebiegiem współpracy w 2017 r. zdecydowałem się nie podejmować żadnych kroków przed podpisaniem umowy.
„Allor, SCREEEEEENY!”
Mac Abra, UMOOOOOOWA!
Od 14 listopada 2022 r. do 10 stycznia 2023 r. znów poświęcałem swój czas na dopracowanie obu tekstów. Poza drobnymi poprawkami chodziło głównie o wydzielenie części akapitów w postaci ramek (redakcja nieprzerwanie wierzy, że czytelnicy „CD Action” mają problem z „attention span”). Musiałem dokładnie przeczytać oba artykuły, porównując je z oryginalnymi wersjami, by sprawdzić, co zostało z treści wyodrębnione na potrzeby ramek, a co całkowicie z nich wycięto (o dziwo – poza jednym czy dwoma zdaniami nic). Odpisywałem na zastrzeżenia osób zajmujących się korektą i zdałem się na ich wiedzę, aczkolwiek mocno rozbawiło mnie użycie słowa „pecet” jako synonimu komputera typu mainframe. Z czasem miałem też samemu przygotować grafiki do obu tekstów. Tu pomocą służył oficjalny press kit Fallouta, ale zarówno grę jak i jej prototyp też w końcu odpaliłem, by samodzielnie złapać kilka screenshotów. W przypadku artykułu o historii cRPG redakcja podobnie jak ja sam przed laty skontaktowała się z Chetem – autorem bloga cRPG Addict z oficjalną prośbą o użycie jego screenów z prehistorycznych gier!
Jak więc widać, mój początkowy brak zaangażowania ustąpił i znów poświęcałem czas na czynności, za które wciąż nie miałem formalnie zagwarantowanego wynagrodzenia. O szczegóły podpisania umowy i związane z tym formalności pytałem Jerzego Poprawę kilka razy. Pytałem, czy odbywa się to korespondencyjnie, czy konieczne jest stawienie się w redakcji osobiście. Nie otrzymałem odpowiedzi. Pamiętam szczególnie jeden mail, w którym zapytałem najpierw o źródła grafik do tekstu, a w jego drugiej połowie o umowę – i redaktor Poprawa odpowiedział wyłącznie na pierwszą część wiadomości, całkowicie przemilczając przy tym kwestie umowy. Prosząc o konkrety na jej temat, dostałem raz odpowiedź w stylu „150 na rękę za stronę” i pan Poprawa nawet łaskawie przemnożył mi to przez liczbę stron, nie rozumiejąc chyba sedna mojego pytania. Nie omieszkał za to dodać, że „Pixel płacił stówkę”, więc chyba powinienem się cieszyć, bo mogło być gorzej? Obiecywał również – bo ta relacja biznesowa wciąż funkcjonowała na zasadzie obietnic – że zachowam prawa do obu tekstów. No i oczywiście odpowie na wszystkie pytania – tak jak dotąd! To było 5 stycznia 2023 r.
Raptem parę dni później, bo 9 stycznia bieżącego roku znów zadałem kłopotliwe pytanie o umowę – kiedy redakcja ją przyśle podpisaną, abym mógł sam podpisać i odesłać? W odpowiedzi redaktor Poprawa wyjaśnił, że w ich profesjonalnej redakcji realizują umowy po zakończeniu pracy nad pismem, ale jak chcę, to umowę może mi podesłać wcześniej. Jakimś cudem do tej pory nie załapał, że chcę. Przekonywał, że DTP (desktop publishing – czyli przygotowanie materiału do druku) działa na korzyść autora. Przy stawce przeliczanej na stronę jest to prawdą, bo z szatą graficzną artykuł zajmuje więcej miejsca. Uspokajał, że po ponad 25 latach funkcjonowania na rynku nie są „Januszami biznesu”, starającymi się okantować autora. Wtedy jeszcze nie wiedziałem – ależ szybko to się zestarzało!
„Mleko się wylało”
11 stycznia 2023 r. dostałem kolejnego z licznych maili od Jerzego Poprawy. Był w szoku, że nie usunąłem jeszcze ze strony obu tekstów, przez co jego przełożeni zdołali je odkryć i byli na niego wściekli. Autentycznie niedowierzał, że bez absolutnie żadnej podstawy formalnej gwarantującej mi wynagrodzenie nie ściągnąłem swoich darmowych tekstów, aby redakcja mogła na nich zarobić! Naczelni upierali się, że „CD Action” drukuje wyłącznie teksty napisane na wyłączność, a moje były wcześniej opublikowane w necie. Ciekawe, bo stanowisko redaktora Jerzego Poprawy było takie, że nie jest to absolutnie żadną przeszkodą. Od samego początku wiedział, że teksty są na mojej stronie. Mimo to brnął w to wszystko do tego stopnia, że w redakcji zdążyli z poprawkami, korektą obu tekstów, skontaktowali się z amerykańskim bloggerem w celu uzyskania zgody na wykorzystanie jego screenów, a nawet zdążyli w całości opracować projekt szaty graficznej artykułu o produkcji Fallouta, a jedyne czego brakowało, to naniesienia przesłanych przeze mnie podpisów do screenów!
Wyobraźcie sobie profesjonalną redakcję największego i najstarszego czasopisma o grach komputerowych w Polsce, w której poświęcają czas i zasoby na złożenie nowego numeru, nie mając nawet potwierdzenia, że mogą przygotowywane treści opublikować. Umowa chroni dwie strony, nie tylko mi powinno na niej zależeć. Co by było, gdyby numer trafił do kiosków, a ja wciąż czekałbym na umowę, a następnie bym się rozmyślił i jej nie podpisał, żądając wycofania pisma z dystrybucji i odszkodowania za opublikowanie mojej twórczości bez wyrażenia na to zgody. Żadnych formalności, żadnej klauzuli o poufności – nic. Wydaje się to wręcz nie do pomyślenia.
Na drugi dzień pan Poprawa przysłał mi przeprosiny. Tłumaczył się, że zależało mu, by wydać jak najlepszy numer, a moje teksty miały stanowić jego „kręgosłup” – temat okładkowy. Poglądowy plik pdf z artykułem o powstaniu Fallouta, który otrzymałem na skrzynkę mailową 5 stycznia 2023 r., rzeczywiście zaczynał numerację stron od liczby 2, czyli od razu po wstępniaku. Mac Abra miał nadzieję, że usunę teksty ze strony, nim przełożeni się o nich dowiedzą. Ja z kolei byłem święcie przekonany, że wszystko odbywa się z błogosławieństwem naczelnego, dlatego zwróciłem uwagę – bądźmy poważni, dostanę umowę, dopiero podejmę stosowne kroki.
Co z tego, że Jerzy Poprawa mnie przeprosił, skoro już kolejnego dnia okazało się, że jego słowa są nic niewarte. 14 stycznia napisał do mnie redaktor naczelny „CD Action” – Dawid „Spikain” Bojarski. Oczywiście on również przeprosił za zamieszanie, bo najwidoczniej zbyt późno dowiedziałem się, że do magazynu trafiają wyłącznie ekskluzywne treści. Z jego słów wynikało również, iż był jakiś problem z formalnościami, bo zrozumiał, że nie dotarła do mnie jeszcze żadna umowa. Jak widać, nie wie lewica, co czyni prawica. Otóż jak łatwo wywnioskować, pan Poprawa nie przyznał się przed szefem do samowolki, udając, iż nie wiedział, że moje teksty były wcześniej publikowane w sieci. Musiał też zmyślić coś w kwestii niedopięcia formalności. Wspomniałem wcześniej kolegę od „Fajerbola” – nie bez powodu. Otóż mawiał on, że „najgorszą dewiacją jest rżnięcie głupa”. Redaktor Poprawa musiał stwierdzić, że lepiej zrobić ze mnie niedoinformowanego debila i jakoś się to wszystko „wyklepie”, aby w pracy nie spadł na niego ten cały „Fallout”.
Spikain chciał mi to całe zamieszanie wynagrodzić, tłumacząc, że tak nie wygląda typowa współpraca z redakcją. Bądźmy jednak szczerzy – zostałem oszukany. Redaktor Poprawa był w pełni świadom zasady dotyczącej ekskluzywności treści, okłamał mnie celowo i brnął w to do samego końca, ale kłamstwo ma krótkie nogi, nie wspominając o możliwości weryfikacji publikowanych wcześniej treści w Google Archive. W tym momencie jedyne co mogło załagodzić sytuację, to dotrzymanie pierwotnej „umowy” mailowej i dopuszczenie obu tekstów do druku za te już słynne „150 na rękę od strony”, co swoją drogą jest ponoć typową w Polsce stawką 37 zł za 1000 znaków. Redaktor naczelny zgodził się co prawda opublikować tekst o produkcji Fallouta oraz dwuczęściowy artykuł o historii cRPG – którego część druga już niemal 6 lat leży w szufladzie, ale wyłącznie na stronie internetowej czasopisma, a nie w wersji drukowanej w „RETRO”. Stawka w przeliczeniu na liczbę znaków była gorsza niż po składzie w czasopiśmie, prestiż zapewne mniejszy, ale przynajmniej coś bym dorobił do skromnej pensji informatyka-samouka. A że z końcem roku, dzieląc skórę na niedźwiedziu, wziąłem się za modernizację peceta, pieniądze by się przydały. Będąc totalnie szczerym przez te wszystkie lata od uruchomienia donate’ów na blogu i teraz na stronie dotychczasowe wpływy nie pokryłyby nawet rocznej opłaty za utrzymanie domeny i hostingu, nie wspominając o narzędziach, z których korzystam. Wygrał więc zwykły pragmatyzm. Tyle że też nie!
Obiecanki-cacanki – ciąg dalszy
Dawid Bojarski przysłał mi link do formularza danych osobowych, na podstawie czego przygotowują w redakcji umowy z wydawnictwem. Pierwszy raz od maja 2017 r., po ponad 100 mailach wymienionych z redaktorami „CD Action” byłem świadkiem podjęcia kroków formalnych – czy może raczej wstępem do podjęcia tychże kroków. 15 stycznia 2023 r. poinformowałem Dawida, że wypełniłem formularz i w ramach dobrej woli zdjąłem ze strony oba teksty jeszcze przed otrzymaniem umowy. Spikain obiecał zabrać się za formalności. I jak się dobrze przekonałem przez te wszystkie lata, obietnice są jedyną rzeczą, którą „CD Action” może mi sprzedać.
Dziś jest 1 marca. Umowa wciąż do mnie nie dotarła, a przez te półtora miesiąca nikt z redakcji „CD Action” nie skontaktował się ze mną ani razu. Jutro w kioskach pojawi się „RETRO” #4, ale już bez pierwotnego „kręgosłupa”, bez wymarzonego przez Jerzego Poprawę tematu numeru, bez dwóch z moich tekstów. Kusiło mnie, by wrzucić tu screen z poglądowych stron artykułu o produkcji Fallouta, ale to byłoby naruszeniem praw autorskich, które obejmują projekt graficzny. Patrząc na zajawkę jutrzejszego „RETRO”, wysiłek grafika nie poszedł jednak na marne, bo nie licząc innych screenów czy ramek, layout zastępczego tekstu, traktującego o dwóch pierwszych odsłonach Fallouta wygląda identycznie. Tyle że nie otwiera numeru.
Jak nie dać się oszukać przy współpracy z „CD Action”?
Odpowiedź jest prosta – nie ważcie się kiwnąć palcem przed podpisaniem umowy. Wiem, że jestem naiwny, ale nie da się zbagatelizować faktu, że winny jest tu w rzeczywistości redaktor Jerzy Poprawa. On świadomie oszukiwał mnie przez cały czas, iż ma zielone światło puścić oba moje teksty do druku, jednocześnie próbując ukryć przed przełożonymi, iż nie są ekskluzywne. Artykuły, z których jeden notabene miał się już pojawić w „RETRO” #3 dobre 5 lat temu, a potem ostatecznie w kawałkach trafić miał na łamy dwóch bądź trzech numerów głównego wydania „CD Action”. Winny jest również Dawid Bojarski, który ewidentnie sprawuje niedostateczny nadzór nad podwładnymi i nie panuje nad ich samowolką. Rozumiem, że prywatnie są to sympatyczni ludzie. Materiały Spikaina na kanale youtube redakcji uważam za najlepsze, bo po prostu przyjemnie się go słucha. Mac Abra naprawdę dobrze pisze i świetnie się go czyta. Ale na podstawie moich doświadczeń obaj panowie nie nadają się do prowadzenia czasopisma – czy to jako redaktor naczelny specjalnego wydania pt. „RETRO”, czy też redaktor naczelny „CD Action”. Skoro tam takie wałki odchodzą, zastanawiam się, co się musiało dziać w redakcjach konkurencyjnych czasopism o grach, które zdążyły upaść. Przestrzegłem Spikaina, że mam ochotę napisać ten tekst, a on zgodził się załagodzić sytuację. Postanowiłem dać mu miesiąc na załatwienie kwestii formalnych. W rzeczywistości dostał nawet półtora, ale słomiany zapał redaktora naczelnego „CD Action” jedynie podsycił ogień mojego wzburzenia.
Tak więc przestrzegam wszystkich przed współpracą z redaktorami z magazynu „CD Action”. Z moich doświadczeń wynika, że to się skrajnie nie opłaca. Zostałem najzwyczajniej w świecie okłamany i oszukany. Apeluję do partnerów biznesowych pisma – warto się zastanowić, czy takie „profesjonalne” działania w redakcji nie zaszkodzą Waszym interesom. Wszyscy ci, którzy kupili akcje czasopisma, niech wiedzą, w co zainwestowali pieniądze. No i przede wszystkim Fantasy Expo, pod którego skrzydłami wydawane jest „CD Action”, niech wydawnictwo pochyli się nad tym, jak w praktyce traktowani są współpracownicy czasopisma. Do wydawcy zresztą i tak napiszę z prośbą o usunięcie moich danych osobowych, skoro i tak ich nie przetwarzają. I mam nadzieję, że pani Lidia Ukleja zwróci uwagę, co też miało miejsce przy produkcji czwartego numeru „RETRO”, aby nigdy więcej podobna sytuacja się nie powtórzyła. Szybkim sprawdzeniem przekonałem się również, iż nie byłem jedyną osobą, z którą redakcja załatwiała kiedyś wszystko „na gębę”. Pod artykułem na Polygamii znalazłem komentarz pewnego bloggera, który wynagrodzenia za tekst opublikowany na łamach pisma nie otrzymał, a wszystko prowadzone było wyłącznie mailowo. Skontaktowałem się z autorem z zapytaniem o przebieg tej współpracy, ale w odpowiedzi poinformował mnie jednak, że napisał kilka tekstów i za każdym razem otrzymał wynegocjowaną stawkę w terminie. Zastanawiające. Pewnie sięgając po metody OSINT-owe można by było odkryć coś ciekawego. Czas pokaże.
Zgoda na publikację maili jest w gestii redakcji
Wszystko mogę udowodnić publikując korespondencję z redakcją czasopisma, jednak aby nie dostać zarzutu za złamanie tajemnicy korespondencji, musiałbym uzyskać na to zgodę drugiej strony. Jeśli więc panowie Jerzy Poprawa oraz Dawid Bojarski nie mają nic do ukrycia i uważają, że wcale nie byłem okłamywany przez tego pierwszego o braku przeciwskazań do druku na łamach pisma, niech wyrażą oficjalnie zgodę na upublicznienie korespondencji. Poprawa dobrze wiedział, że Bojarski nie puściłby do druku wcześniej publikowanych tekstów w związku z czym działał za jego plecami, a mnie w tej kwestii również okłamał, udając, że wszystko jest załatwiane oficjalnie, a umowę dostanę, gdy czasopismo trafi do kiosków i będzie już za późno by redakcja mogła się z tego wycofać. Dlatego też redaktor Poprawa naciskał na czasowe zdjęcie obu tekstów z mojej strony internetowej, aby redaktor naczelny nie zdołał się połapać w knutej przez niego intrydze. Jeśli według Spikaina nie zostałem oszukany, to już brak mi słów. No Mac Abra po prostu, niestety.
Aktualizacja 03.03.2023 r.
Wrzucam wypowiedzi naszej trójki z komentarzy na stronie internetowej czasopisma.
Aktualizacja 04.03.2023 r.
Wrzucam swój ostatni post w komentarzach na stronie CD Action, przy umieszczaniu którego kilkukrotnie musiałem logować się ponownie i resetować hasło przez blokady wynikające z nieautoryzowanego dostępu do konta.
Ten post ma 48 komentarzy
Kto by się spodziewał, że współpraca z redakcją renomowanego czasopisma, które na polskim rynku jest obecne od prawie trzydziestu(!) lat, może być tak problematyczna i zakrawająca o kpinę
Mam wszystkie TS, SS, Gamblera i większość Resetów(kilka niestety się zagubiło). CDA mam pojedyncze sztuki i było to NAJGORSZE do czytania czasopismo które broniło się tylko płytkami.
Żadne renomowane pismo. Na stronie z pracami czytelników obiecywali gadżety za publikowane materiały i wielu czytelników, w tym osoba z mojej rodziny, nie dostała za to czegokolwiek. To były oczywiście małe bzdury, ale potem pomyślałem o dzieciakach, których twórczość się na łamach CDA pojawiła a mogli za to nie dostać nic. Żal. W każdym razie ów osobnik z rodziny zamiast gadżetów za kilka prac na łamach CDA dostał propozycję współpracy i coś tam dla nich skrobnął raz lub dwa i kasę za to dostał, ale jak wspominał – ta współpraca prezentowała się słabiutko, mało konkretnie. W porównaniu z Gry-Online, w którym też przez wiele lat współpracował, CDA jawią się jako amatorzy. Co oczywiście może wydawać się dziwne patrząc na to, jakie dinozaury gejmingu były lub są w CDA. Taką podzielił się ze mną opinią swego czasu i ją podtrzymał też przed chwilą telefonicznie.
Współczuję tych przeżyć i straty czasu na coś, co okazało się zwykła fatamorganą. Kurde, zamiast napisać konkretnie, że nie potrzebują Twoich tekstów, to Cię zbywali, okłamywali, karmili nadzieją, wykorzystując swoją pozycję, bo w końcu CDA było otoczone swego czasu jakimś tam kultem, a koniec końców dostałeś tylko solidnego kopa w d. Niech żałują. Każdy tekst Twojego autorstwa, z którym się zapoznałem przeczytałem od deski do deski, bez przerw. Niektóre kilkukrotnie. Bowiem czyta się je świetnie, masz lekkie pióro, w artykułach i recenzjach można znaleźć wiele ciekawych spostrzeżeń i informacji. Doceniam.
Fajnie też, że trochę przemeblowałeś stronkę i świeże teksty można znaleźć w aktualnościach, co ułatwi zapoznawanie się z nowościami.
Pozdrawiam
Zbierałem CDA przez dobre 8 lat 2000-2008 (i jeszcze nieregularnie do 2010). Kiepska ta twoja przygoda z czasopismem. Szczególnie, że padają tutaj nazwiska/ksywki osób w których teksty się człowiek kiedyś wczytywał.
Z tego co widzę i czytam to ten Jerzy Poprawa chyba powinien zebrać od ciebie konkretnym pozwem cywilnym na sporą kwotę.
Za co i dlaczego? Co takiego jest w tym tekście złego?
bo?
„powinien zebrać od ciebie konkretnym pozwem cywilnym na sporą kwotę” – a po polsku to jak będzie?
Czyli jak to zwykle bywa w Polsce. Syf, kił i mogił na wzajem się poganiają. Współczuję zmarnowanego czasu i energii ale widzę z tej historii jeden plus – nauczka od ……… ( tu powino być bardzo nieparlamentarne słowo określające oszustów i złodzieji ale go nie ma („z ostrożności procesowej”)) nie poszła w las. Pozdrawiam staropolskim przysłowiem o tym, że jak ktoś ma miękkie serce i nie ciśnie o umowę to musi mieć twardą d….ę.
Jerzy Poprawa dalej tkwi mentalnie w pierwszych latach XXI wieku, gdy CDA było na absolutnym topie i rozdawało wszystkie karty? Żadna nowość. Przykro mi to mówić, ale strasznie tam zdziadzieli. Jak to możliwe, że redakcja czasopisma o grach, komputerach, internecie (!!!) tak olała rozwój platform typu YouTube etc.?
Przyznam szczerze, ze po upadku Gamblera sięgnąłem po CD-A… przykre doświadczenie, nie powtarzałem już, bo chómor i poziom tekstów szorował dupą po dnie.
Twoje teksty tam zwyczajnie nie pasowały. „Prestiż” wątpliwy, a i przyjemność ze współpracy jak widać ;D Idę o zakład, że ten tekst jest lepszy niż wszystko, co dało się tam przeczytać w ostatnich latach.
„Ten Vallarr?” 😉 Pozdrawiam serdecznie!
Gdybyś miał ochotę kiedyś jeszcze podesłać teksty do publikacji w czasopiśmie, to polecam jednak tego „Pixela”, może i płacą mniej (tego aktualnie nie wiem), ale kilka lat współpracowałam z nimi jako korektor i bardzo sobie to ceniłam, poza tym kontakt z redem naczelnym zawsze był ekstra i umowy przychodziły na czas 🙂
Pixel już padł, nie będzie wydawany.
Stacja 10, sidiekszyn upada po raz 20 Szymon Silvareńczyk chce pomóc nieść krzyż CD-A, CD-A odmówiło po czym poślizgnęło się na skórce od banana i rozjebało swój glupi ryj po raz 21.
To w końcu oszukali Cię czy nie? Bo nie rozumiem. Niby w tytule tak, ale jak przeczytałem do końca to nic twojego nie opublikowali i żadnej umowy nie podpisaliście, tak?
Wcale mnie to nie dziwi. Redakcja weszła na drogę cenzury komentarzy, więc to jak traktują ludzi którzy dla nich piszą będzie podobne. Kasują komentarze, twierdząc, że to mowa nienawiści i toksyczne zachowania. Sami powiedzcie, czy stwierdzenie, że powrót CDaction po ich domniemanym zamknięciu przez Bauera w takiej formie jest chyba gorsze od pozostania martwym jest toksyczne? Wyraziłem tam swoje odczucia na temat tego jak wrócili. Nie hejtowałem, że życzyłem im śmierci, co chyba tak odebrali, a jedynie zaznaczyłem, że wolałbym mieć w pamięci te dobre wspomnienia z nimi, niż to co robią teraz. Widzę też ludzie piszą, że nie oszukali autora bo nie wydrukowali jego tekstów. Jednak z tego co wiem, to jak idziesz np do zakładu poligraficznego i prosisz o przygotowanie trzech wzorów z których skorzystasz, to płacisz za każdy jeden przygotowany. Jak nie wybierzesz żadnego to i tak płacisz, bo ktoś podjął już działania. Więc tak, naiwność autora poskutkowała brakiem zapłaty, ale to cdaction jest tutaj tym złym. Cwaniactwo i tyle. Pozdrawiam.
Widzę że mój pierwszy wpis nie przeszedł cenzury więc napiszę tak – sam sobie jesteś winien, spamowałeś ich skrzynkę swoimi tekstami beż umowy, za darmo, nawet bez gwarancji że coś z tym zrobią, jak dziecko dające obrazek nauczycielce plastyki oczekujące że ona powiesi go na ściance w klasie, a dostajacy jedynie zapewnienia „bardzo ładny obrazek Jasiu, gdy tylko zwolni się jakieś miejsce to pomyślimy gdzie to powiesić”. A teraz wyrzucasz swoje żale z powodu niespełnionego marzenia. Tyle. Fajnie ze chociaż sobie tego bloga założyłeś. Pozdrawiam.
Otóż nie. Po reaktywacji „RETRO” w 2022 r. Jerzy Poprawa sam wyszedł z inicjatywą, wskazał teksty, które koniecznie chciał zawrzeć w nowym numerze i realizował z członkami redakcji ich publikację – korektę, DTP. Aż nagle Spikain zweryfikował, że teksty były wcześniej w sieci i przerwał proces trwającej już obróbki do publikacji, nie dochowując wcześniejszych warunków, z którymi zwrócił się do mnie upoważniony pracownik redakcji. O tym, że Poprawa działał na własną rękę, licząc, że rednacz go nie przyłapie nie wiedziałem do tego właśnie momentu.
Jedyne o co się prosiłem, to o umowę. Wydarzenia z 2017 r., które przedstawiłem miały jedynie uzupełnić obraz moich doświadczeń przy współpracy.
Otóż nie. Znaczy tak – Silvaren popełnił błędy (logika wskazuje, że pismo o grach nie weźmie tekstów hulających w już w sieci o ile nie zostaną usunięte, ale potrafię zrozumieć, że jak idą zapewniania od kogoś takiego jak Smuggler to się wierzy. Nawet jesli to naiwność) i te również przyczyniły się do tego, co nastąpiło, jednak bądźmy poważni: nie miał obowiązku wiedzieć, jakie są „standardy w branży”. Ja, jako osoba która 6 lat w dziennikarstwie growym pracowała, wiem jak to działa i dlaczego tak działa, ale nie każdy musi. W ogóle to urocze, że dziennikarze growi miałczą o postęp i zmiany w branży growej, ale na swoim podwórku nie chcą niczego ruszać. Przygodę z tym zawodem skończyłem prawie 12 lat temu i jak widzę nie zmieniło się nic. Taka dygresja.
Wracając do tematu. W momencie ponownego kontaktu z Silvarenem powinno być jasno wyłożone jakie są warunki współpracy, jak wygląda sprawa umowy i kwestia tekstów już udostępnionych w sieci. Pozwoliło by to uniknąć całego zamieszania i kwasu. Dlaczego tak nie postąpiono? Cóż, najwyraźniej CDA wyszło z korpo, ale korpo z CDA już nie i zabrakło pierwiatska ludzkiego, pochylenia się nad niestandardową sytuacją
Tak – nie miałem pojęcia jak działa branża dziennikarska. Nigdy ani w 2017 ani w 2022 nie padło słowo: „freelancer” ani nie mówiono o czymś takim jak tekst nadesłany a tekst zamówiony czy wskazanie różnic między nimi.
Mam dowody w postaci maili nadesłanych już po DTP pierwszego tekstu i korekcie drugiego, w których redaktor Poprawa autentycznie lamentuje, że naczelny odkrył, że teksty były publikowane (czyli oficjalnie składano je do druku tylko dlatego, że Poprawa zataił fakt braku ekskluzywności). Wtedy też ja zrozumiałem, że puszczał to na łamy pisma, bo udawał przed Spikainem, że to teksty premierowe i mnie okłamywał od samego początku, bo wmawiał, że wcześniejsza publikacja nie jest przeszkodą. Zresztą mam dowód w postaci innego maila, w którym tłumaczy się po wszystkim ze swojego planu.
Mam cały zapis korespondencji, z metadanymi wiadomości i załącznikami.
Jak na redakcję pisma, które istnieje już ponad 20 lat strasznie amatorskie i dziadowskie podejście. Przez 5 lat nie byli w stanie ogarnąć sprawy i opublikować tekstów, które ich interesowały. Przynajmniej na pamiątkę masz tekst o Falloucie, który co prawda nie został opublikowany, ale jest w wersji praktycznie gotowej do ukazania się w piśmie. 🙂 No i same teksty nie przepadły tylko zostały opublikowane na blogu. I tak, Jerzy Poprawa aka Mac Abra to Smuggler. Kiedyś odkopałem sprzeczkę EGMa i Smugglera na forum portalu zajmującego się czasopismami w której EGM to potwierdził. To chyba tutaj (niektóre przeglądarki traktują link jako niebezpieczny): https://www.markolf.pl/forum/viewtopic.php?t=3339&postdays=0&postorder=asc&start=1100
Obecnie jakbyś miał zamiar być współpracownikiem jakiejś redakcji to już chyba lepiej uderzać do portali internetowych, choć rozumiem, że fajnie by było ujrzeć swój tekst w druku. Jednak na takim GOLu przydałby się wzrost poziomu publicystyki.
Jeszcze dopiszę, że jakkolwiek ich podejście było dziadowskie i nieprofesjonalne to nie sądzę, że chcieli cię oszukać. Zabrakło po prostu konkretu i decyzyjności z ich strony co po tylu latach prowadzenia pisma powinni mieć opanowane do perfekcji. „Tekst się podoba? Ok, tu jest umowa, a tekst opublikowany zostanie w numerze X”. Sądzę, że gdyby się wreszcie zdecydowali opublikować twój tekst to kasę by przesłali. Zapewne od zawsze jadą w myśl zasady „jakoś to będzie”. Trzymając sprawę w zawieszeniu tylko marnowali i twój czas, i swój. Z ciekawości kupiłem elektroniczne wydanie Retro #4 i tamtejszy tekst o BG2 nie umywa się do twojego.
Ja też wierzę, że jeśli tekst ostatecznie zostałby wydrukowany, to chcąc nie chcąc, redakcja musiałaby się za niego rozliczyć. I o postawienie Spikaina w takim właśnie fakcie dokonanym chodziło redaktorowi Poprawie. I wierzę, że Jerzy Poprawa chciał moje artykuły wydrukować, co wnioskuję po tym, co do mnie napisał i po odkryciu, że w rzeczywistości forsował oba teksty do „RETRO” #4 okłamując przy tym redaktora naczelnego „CD Action”.
Grał na zwłokę z umową, prosił, abym zdjął teksty ze swojej strony, ale chodziło wówczas tylko o to, żeby Spikain nie odkrył co sam kombinuje. Mi dał do zrozumienia, że ich wcześniejsza obecność na stronie nie jest przeszkodą by ukazały się na łamach pisma. A ja trwałem w postanowieniu, że bez umowy ich nie zdejmę. Możemy teraz gdybać, czy gdybym od razu cofnął ich widoczność, Spikain odkryłby prawdę zatajoną przez Poprawę. Jeśli nie – musieliby mi zapłacić, nawet jeśli nie podpisaliśmy do tej pory umowy.
Ok, to wyjaśnię dlaczego w branży dziennikarstwa growego standardowo mamy umowę o dzieło, przy czym najpierw dzieło, potem umowa. Otóż prawo wymaga, aby umowa o dzieło (zresztą tak samo jak zleceniówka i o pracę) zawierała informację o wynagrodzeniu. Ponieważ płacone jest za treści opublikowane to trudno przed publikacją wpisać wynagrodzenie (przy czym nie mówię, że się nie da, zawsze można wpisać po publikacji i w razie kontroli palić głupa, że było przed). Pracowałem w branży 6 lat i zawsze umowę dostawałem po publikacji tekstów, a nie przed. Taka specyfika.
Jednak tutaj sytuacja nie była standardowa. CDA teksty miało, wymagały doszlifowania, ale były i wiedzieli co biorą, ryzyko z ich strony było już na poziomie „a co jeśli Silvarena zgniecie jutro lądujący Sokół Millenium?”. Wystarczyło wyjście poza sztywne ramy, zastosowanie indywidualnego podejścia.
Trzeba było do PSXa Extreme napisać
gadka o dedlajnie jest dla smugglera standardowa od dwudziestu lat. myślę, że nie bez powodu chowa się za tym pseudonimem, bo tak po prostu łatwiej mu kręcić wałki na ludziach. obecnie poziom cd-action jest dość żenujący, połowa strony tekstu na połowę obrazka. wcześniej głównie stawiali na czytelnictwo, ale i czasy się zmieniły. chociaż z perspektywy czasu widzę, że ich recenzje nie posiadały prawie żadnej wartości merytorycznej, jedynie humorystyczną i reklamową. taka lektura plażowa. osobiście pochodzę z czasów, kiedy głównie czekało się na kąciki cd, nie było wtedy jeszcze internetu w dzisiejszej formie i to był taki substytut for internetowych, komentarzy, chanów. oczywiście twórcy kącików nie otrzymali za to nic, poza możliwością wzięcia udziału w przedsięwzięciu. no niektórzy może trafiali do druku, ale nie wiem, jak się tam znaleźli. swego czasu przydupas smugglera z action maga dostał też posadę zastępcy redaktora naczelnego zdaje się. obecna forma nie ma dla mnie sensu. a warunków współpracy nie będę komentować. cud, że to w ogóle jeszcze istnieje. no i umówmy się, fajnie zarobić parę stów, ale pacykowanie się z nimi dla takiej kasy… jedyne co, że ma się laurkę w postaci kolorowego druku
Z tymi paroma stówami też nie do końca. Podgląd pierwszego z tekstów miał 8 stron = 1200 zł. Drugi został podzielony na dwie części, a przynajmniej pierwsza po korekcie była dłuższa pod względem liczby znaków od tekstu o produkcji Fallouta i zapewne zajęłaby minimum 10 stron + druga (dotąd nigdy nie opublikowana część) chyba podobnie. Więc summa summarum mówimy tu o kwocie około 3000-4000 zł „gwarantowanej” przez Jerzego Poprawę. I ja mu jak najbardziej wierzę, że by się z tego redakcja wywiązała po publikacji, bo wówczas nie mieliby innego wyjścia – i jak całą sprawę rozumiem, wszystko co robił (jak się okazało) za plecami redaktora naczelnego, miało doprowadzić do wydrukowania tych tekstów.
Mnie zastanawia jedno. Kto jest targetem tego czasopisma retro? Czytając dzisiaj Twój tekst od razu rzucił mi się fragment, w którym mowa, że nie dla hardcorowych graczy i takie samo odniosłem wrażenie przeczytawszy kilkanaście tekstów z dwóch pierwszy numerów Retro, które zakupiłem. Czułem się troche zawiedzony płytkością tekstów. Prasę komputerową zacząłem kupować pod koniec lat 90, także trafiłem znakomicie na erę najlepszych gier pecetowych, które są wspominane po dziś dzień. W czasach, gdy jedynym źródłem informacji o grach były czasopisma, to człowiek jedną recenzję potrafił czytać kilkanaście razy, patrząc się na screeny i wyobrażając sobie daną grę w ruchu. Dlatego zacząłem się zastanawiać czy coś ze mną nie tak, czy upływ czasu zrobił swoje. Ale dzisiaj po wyżej wspomnianym fragmencie, że te teksty mają być lekkie, ogólnikowe, to stwierdzam, że to nie jest skierowane do mnie. Nie wiem po co wydawać czasopismo dla ludzi, którzy przyczynili się do upadku growej prasy przez to, że jej nie kupowali. Jak w czasach tiktoka, facebooka, serwisów streamingowych gry czy filmy, mają zachęcić do przeczytania recenzji 25 letniej gry? Nie wiem czy to dobry pomysł.
Czytam już Twojego bloga od jakiegoś czasu, gdy wklejałeś jeszcze linki na wykopie. Właśnie takie teksty, które z należytą starannością wyciskają temat do ostatniej kropelki, rzucają nowe światło, lubię najbardziej. Rób dalej to co kochasz, dalej traktuj to jako pasję, mam nadzieję, że nie zwątpiłeś w słuszność prowadzenia tego bloga. Pozdrawiam.
Nie ma tego złego, Twoje teksty są za dobre na CD-Action! 🙂 Szkoda, żeby się marnowały w takiej bylejakiej otoczce. Kontynuuj blog!
„jednak aby nie dostać zarzutu za złamanie tajemnicy korespondencji, musiałbym uzyskać na to zgodę drugiej strony.”
To nie łamie tajemnicy korespondencji. Łamanie tajemnicy korespondencji dotyczy wyłącznie czytania i udostępniania maili innych osób. Własne rozmowy i maile można publikować i nagrywać bez przeszkód.
Też tak myślałem, ale interpretacje wskazują, że bez konsekwencji można je publikować tylko przy zgodzie obu stron. Inaczej mogę dać jakieś podstawy do ciągania po sądach. W każdym razie to są już kwestie, w których najlepiej radzić się prawników.
Niedowiarkom mogę tylko powiedzieć, że nie publikowałbym nieprawdziwych treści z prostej obawy przed potencjalnym pozwem o zniesławienie, ale:
Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut:
1) dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub
2) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu.
I ja w obronie społecznie uzasadnionego interesu przestrzegam, że naprawdę nie warto prowadzić jakiejkolwiek współpracy z „CD Action”.
Naisałem tekst do Pixela o muzeum flipperów – jednym z największych jeśli nie największych w Europie – w Neuwied nad Renem (mieszkam w okolicy). Wysłałem, zero odpowiedzi, komentarzy. Olałem temat. Później napisali coś chyba o węgierskim muzeum flipperów (nie pamiętam, dawno to było), i w sumie się nie pieniłem o to. Najwidoczniej taka jest domena polskiej mentalności, gdzie ja – mając w ręku materiał w oparciu o wywiady z twórcami owego muzeum, pokaźną ilość fotografii automatów rzadkich na skalę światową – nie doczekałem się publikacji, więc tym bardziej ktoś, kto korzysta z własnego researchu, zgromadzenia przeogromnej wiedzy na określony temat poprzez niemal detektywistyczną pracę – również nie może liczyć na publikację – już o wynagrodzeniu nie wspomnę – tekstu w popularnym (bo takie traktowanie dyskwalifikuje pojęcia „renomowanym”) czasopiśmie.
Zdaje się, że w praktyce wykorzystali w jakimś stopniu Twój pomysł. Robię w budżetówce, więc generalnie jest wujowo, ale stabilnie – chociaż ostatnio i z tym są grube problemy z tego co obserwuję. U prywaciarzy lepsze zarobki, ale Polska to kraj cwaniactwa. Tej mentalności chyba już nie da się wykorzenić.
Ciekawe, czy i jakie oświadczenie w tej sprawie wyda redakcja? Oby inne media branżowe podchwyciły temat, wywierając w tej sposób presję.
Wrzuciłem w aktualizacji wypowiedzi Dawida Bojarskiego, Jerzego Poprawy i moją, publikowane w komentarzach pod newsem o „RETRO” #4 na ich stornie internetowej: https://cdaction.pl/newsy/preorder-retro-4-012023-w-przedsprzedazy-w-nizszej-cenie-i-z-darmowa-wysylka?strona=1
Mnie w tym wszystkim najbardziej zastanawia, czemu oni uważają, że narracja „afera? Jaka afera, tak u nas zawsze jest” ich stawia w pozytywnym świetle…
Przecież, kurde, ziomy, tym gorzej dla was… Jakbyście chcieli jeden raz, tylko ten jeden, jedniutki, kogoś wychujać, to wam chuj w dupę, oczywiście, ale można się łudzić, że to faktycznie jednorazowe było i już się więcej nie trafi. Ale jak piszecie sami, że no w sumie tak to cały czas jest, że się umowę dostanie po wydrukowaniu tekstu, że się trzeba o wszystko upominać pomimo wyznaczania deadline’ów, że posiadanie tekstów gotowych do druku — po korekcie, redakcji i składzie — na gębę to coś standardowego…
„Ale nas to też wyruchało” — no właśnie! Skoro tak głupio i lekkomyślnie podchodzicie do ochrony swoich interesów, to jak mam myśleć, że podejdziecie do ochrony moich?
„Ja w Januszeksach nie pracuję” — ziom, ja uważam kilku swoich pracodawców za Januszeksy niemożliwe, jak się dzielę opowieściami stamtąd z kolegami po fachu, to moją opinię podzielają i nawet mi bezbłędnie ogarnęli pierwszy zakład po jednej historyjce, bo takiego burdelu jak tam trudno było szukać gdzie indziej; a nawet tam nikt się nawet nie zbliżył z poziomem burdelu i nieogarnięcia do tego, co wam się udało osiągnąć…
Swoją drogą, pamiętam z jakiegoś artykułu o historii pisma, że Poprawa pisał, że ich pierwszy rednacz — ten przed Bańskim — to w ogóle wyznawał szkołę „zarządzania przez chaos”. Ciekawi mnie, jak tam to musiało wyglądać, skoro samemu Poprawie to przeszkadzało…
Hej @Silvaren , jak chcesz możemy temat „oszustwa” trochę rozszerzyć i wspólnie skrystalizować do formy wywiadu – widać, że leży Ci na wątrobie i może w takiej formie udało by się przeprowadzić rozmowę z faktami. Jak coś pisz na moją pocztę.
Czemu nie. Ja nie mam nic do ukrycia. Tylko wygodniej byłoby, gdybyś podesłał mi po prostu zestaw pytań, a ja bym Ci w wolnej chwili do każdego napisał odpowiedź, bo z czasem u mnie w ten weekend słabo, a chciałbym też odpocząć przez te wszystkie nerwy. Jeśli moje odpowiedzi zrodziłyby jakieś dodatkowe, bardziej szczegółowe pytania, to byśmy to uzupełnili.
„Wyperswadowano mi również, że pismo celuje w mainstream(…)”
Niestety nie zauważyli że mainstream przestał czytać o grach w prasie kilkanaście lat temu.
O nie, stary Janusz Smuggler/Poprawa okazał się starym Januszem xD No kto by się spodziewał.
Przykro że musiało cię to spotkać.
Smuggler zawsze był bucem, nadal to widać po wypowiedziach na forum. Chłop próbowałby się oczyścić z każdego zarzutu, nawet jakby mieli na niego niezbite dowody w jakiejkolwiek sprawie. Poprawa powinien być już dawno usunięty ze światła publicznego.
Do dzisiaj śmieszy mnie ta otoczka, którą całe CDA roztaczało nad postacią Smugglera, gdy już nawet kilkanaście lat temu każda rozumująca osoba zauważyła, że ten typ to jedno wielkie nieporozumienie i największy Janusz tego kraju, zaraz po Sapkowskim.
Przez kilka lat współpracowałem z CDA – zwykle czułem się jak namolny petent, a w redakcji panował duży bałagan. Nie będę publicznie wdawał się w szczegóły, ale z pespektywy czasu i dawnych doświadczeń, zapewne niewiele się zmieniło. Trzymaj się Silvaren, CDA już od dawna nie czytam, za to do Twojego bloga wracam regularnie 😉
Sam też chciałem napisać coś dla Retro ale ostatecznie zrezygnowałem bowiem wiedziałem że po drugim numerze nie ma co próbować, i proszę bardzo okazał się ostatnim.
Dopiero twa tygodnie temu dowiedziałem się że Retro się odrodził; Czy będę próbował dalej?
Wątpię bowiem nie mam to chęci chyba że poruszę nowy tekst bo do tego starego nie chcę wracać.
Uff dzięki za ten artykuł. Będąc ostatnio w empiku miałem w rękach egzemplarz Retro i zastanawiałem się nad zakupem. Szczęśliwie się wstrzymałem i moje pieniądze nie pójdą do kieszeni cwaniaków i krętaczy. Widać nic się nie zmieniło przez ostatnie lata, a oni wciąż próbują reanimować tego trupa. Pomijam jakość tekstów, które w ostatni latach były tragiczne. Po przeczytaniu danego tekstu często zastanawiałem się o czym jest… Jestem w stanie zrozumieć, że pismo musiało jakoś ewoluować ale ich teksty nie miały nic wspólnego z recenzjami.
Czyli redakcja nie tylko oszukuje swoich czytelników ale i też współpracowników. Dla mnie aż dziw bierze że ludzie dali im pieniądze na umierające czasopismo które nie potrafi się ogarnąć.
liberałowie 😉
Nie ogarniam. Nic a nic. Jak ty w ogóle mogłeś traktować ich poważnie, gdy oni nie traktowali ciebie z terminami? Kit już z tym co było później. Przecież to się ciągnęło lata. Nawet po miesiącach powinieneś już patrzeć na nich z góry z pożałowaniem.